17.12.2016, 21:33
Witam kolegów i koleżanki.
Mam na imię Ewa.
Parę miesięcy temu nadawali na Focusie film ( nie mogę sobie przypomnieć tytułu) o młodych ludziach z Ameryki, co żyją w górach bez prądu i hodują pszczoły w "trumienkach". To było objawienie, bo ja zawsze chciałam hodować pszczoły, tylko przerażały mnie koszty i obiegowa opinia, że przy pszczołach trzeba robić.
Moja filozofia życiowa oscyluje wokół natury. Uprawiam warzywa i owoce, korzystam z deszczówki, grządki wykładam kartonami i obsypuję trawą i liśćmi. Unikam chemii w każdej postaci.
Po lekturze książek i internetu stwierdziłam, że nie interesuje mnie hodowla pszczół "wg Ostrowskiej". Ja w ogóle nie chcę się nazywać "hodowca pszczół". Chcę mieć pszczoły w ogródku i słoik miodu w spiżarni. To mi w zupełności wystarczy.
Nie będę stosować żadnej chemii, nie będę grzebać w ulach, przekładać ramek, robić odkładów. Pszczoły będą jeść wyłącznie miód. W planach mam samodzielną budowę uli, zaczęłam od warszawiaka ( bo ciężki i go nie zwieje), ocieplanego trocinami, igliwiem i sieczką. Uli będzie może 5, bo więcej nie zdołam przez zimę zbudować. Na wiosnę posieję w ogródku dużo ziół. Chcę złapać jakieś "kundelki". Jak mi się nie uda, to coś muszę kupić, ale nie pochodzące z sąsiednich pasiek, żeby nie kojarzyć w pokrewieństwie.
Jeżeli pszczoły będą żyć w zdrowiu, będę szczęśliwa, jeżeli nie(z czym się liczę) będę próbować od nowa. Czy mi się uda - czas pokaże. Czy nie dostanę zawału jak pszczoły umrą - czas pokaże.
Czy nie zmienię podejścia do pszczół - czas pokaże.
Mam na imię Ewa.
Parę miesięcy temu nadawali na Focusie film ( nie mogę sobie przypomnieć tytułu) o młodych ludziach z Ameryki, co żyją w górach bez prądu i hodują pszczoły w "trumienkach". To było objawienie, bo ja zawsze chciałam hodować pszczoły, tylko przerażały mnie koszty i obiegowa opinia, że przy pszczołach trzeba robić.
Moja filozofia życiowa oscyluje wokół natury. Uprawiam warzywa i owoce, korzystam z deszczówki, grządki wykładam kartonami i obsypuję trawą i liśćmi. Unikam chemii w każdej postaci.
Po lekturze książek i internetu stwierdziłam, że nie interesuje mnie hodowla pszczół "wg Ostrowskiej". Ja w ogóle nie chcę się nazywać "hodowca pszczół". Chcę mieć pszczoły w ogródku i słoik miodu w spiżarni. To mi w zupełności wystarczy.
Nie będę stosować żadnej chemii, nie będę grzebać w ulach, przekładać ramek, robić odkładów. Pszczoły będą jeść wyłącznie miód. W planach mam samodzielną budowę uli, zaczęłam od warszawiaka ( bo ciężki i go nie zwieje), ocieplanego trocinami, igliwiem i sieczką. Uli będzie może 5, bo więcej nie zdołam przez zimę zbudować. Na wiosnę posieję w ogródku dużo ziół. Chcę złapać jakieś "kundelki". Jak mi się nie uda, to coś muszę kupić, ale nie pochodzące z sąsiednich pasiek, żeby nie kojarzyć w pokrewieństwie.
Jeżeli pszczoły będą żyć w zdrowiu, będę szczęśliwa, jeżeli nie(z czym się liczę) będę próbować od nowa. Czy mi się uda - czas pokaże. Czy nie dostanę zawału jak pszczoły umrą - czas pokaże.
